FORUM-NURAS
Froum dla nurkujących i nie tylko ...

OPOWIADANIA NURKOWE - Wpadki Nurkowe - jak wyglądają wyjazdy zagraniczne :)

Torpeda - 12-03-2015, 13:08
Temat postu: Wpadki Nurkowe - jak wyglądają wyjazdy zagraniczne :)
Wszystko na tym świecie rządzi się swoimi prawami – fizyki, biologii i matematyki. Nie inaczej jest z wyjazdami nurkowym. Pech jednak chciał, że są to prawa Murphy`ego. Osobom, które w Internecie są od niedawna lub mają słabą pamięć pragnę donieść, że wyżej wspomniane prawo można ująć jako „rzeczy pójdą tak źle, jak to tylko możliwe”.
W dzisiejszym wpisie przeniesiemy się więc do słynnego, urokliwego Dahabu – tam bowiem zaprowadziły nas niezbadane koleje losu i tam narodził się pomysł na kolejne „Wpadki”.


Drobne trudności pojawiające się na etapie planowania już powinny dać nam do myślenia. Nagłe ataki terrorystów, wybuchy wulkanów, trzęsienie ziemi lub tsunami, w miejscu, do którego zamierzamy się udać, to takie właśnie wskazówki od losu, które głośno i dobitnie mówią „Nie jedź”. Wraz ze zbliżaniem się samego terminu wyjazdu pojawią się drobne problemy, takie jak trudności z wzięciem urlopu, przełożony lot, przeziębienie czy niespodziewana awaria rur w mieszkaniu, skutkująca zalaniem sąsiadów i koniecznością przeprowadzenia remontu. Niepomni na tak oczywiste znaki, do odszyfrowania, których wcale nie trzeba być Nostradamusem, postanowimy wykorzystać zbliżający się wyjazd, żeby odpocząć, ponurkować w przejrzystej wodzie i wygrzać pod południowym słońcem.
Najlepiej byłoby, gdyby linie lotnicze zgubiły twój bagaż, wybijając ci z głowy to całe nurkowanie (ani to przyjemne ani bezpieczne). W zależności od ilości przesiadek i bałaganu panującego na lotnisku masz na to pewne szanse. Niemniej jednak, niemożność nurkowania ograniczyłaby znacząco ilość nieszczęść mogących spotkać cię na samym wyjeździe, dlatego masz całkiem spore szanse na odebranie swoich rzeczy razem z resztą współpasażerów.

Uspokojony brakiem awarii na lotnisku i szczęśliwym lądowaniem, a może i kilkoma drinkami wypitymi w podróży, wyruszasz niedużym busikiem w drogę do swojego hotelu.
Po wejściu do pokoju nie zapali ci się w głowie czerwona lampka. Prawdopodobnie karaluchy, zaalarmowane krokami, zdążyły się dyskretnie ewakuować, a oryginalny wystrój, obowiązkowo obejmujący ludowe rękodzieło lub malowidło i kilka wysłużonych mebli nie wzbudzi twojej podejrzliwości. Wdychając ciepłe powietrze, odświeżony po długiej podróży, zapragniesz skosztować miejscowych specjałów i udasz się na kolację, wybierając jedną z wielu dostępnych w okolicy knajpek. Tu czyhają na ciebie kolejne zagrożenia, jedne z natychmiastowym efektem, inne działające z nieco opóźnionym zapłonem. Niezależnie od zachowanych środków ostrożności, unikania surowych warzyw i owoców i raczenia się przywiezionym z Polski napojem wyskokowym, zemsta faraona i tak cię dopadnie. Nie miej złudzeń. W obliczu nieuchronnej katastrofy gastrologicznej, lepiej skupić się na mniej oczywistych zagrożeniach, które mogą zepsuć ci wyjazd. Jeden nieostrożny krok, krzywy schodek i lądujesz na ziemi ze złamaną nogą! I to pierwszego wieczora, zanim zdążyłeś wejść do wody. Przypominam wszystkim, którzy nie uważali na kursie OWD, że gips ma dodatnią pływalność i zanurzenie się z zagipsowaną nogą będzie wymagało pewnej ekwilibrystyki oraz sprytnie rozłożonego balastu, nieco przywodzącego na myśl mafijne „betonowe buty”.

Tylko skręcona? A to masz szczęście!
Już z samego rana możesz zanurkować w cudownej, przejrzystej, ciepłej... stop! Tak się niestety złożyło, że zaledwie kilka dni przed twoim przyjazdem ustały niespotykane od ponad 100 lat na tych terenach ulewy, które zmyły kilka lokalnych dróg, jeden pas lotniska i znajdujące się bliżej góry. W związku z tym jesteś też pierwszą od stu lat osobą, która ma szanse na własne oczy zobaczyć polsko – jeziorową wizurę w egipskich wodach.

Kto by pomyślał, prawda?
Te anomalie pogodowe spowodowały też gwałtowne ochłodzenie. Przekonany, że lecisz do ciepłego kraju, nie uznałeś za stosowne zabrać kilku cieplejszych rzeczy i w związku z tym marzniesz teraz, nawet pod kilkoma warstwami letnich ubrań. Na domiar złego, smsy o ciepłej wiośnie dochodzące od rodziny, która została w Polsce, dodatkowo psują ci humor. Nie tracisz nadziei, licząc, że mimo wszystko wyjazd może okazać się udany. Kolorowe rafy i piękne widoki usypiają twoja czujność i sprawiają, że zapominasz, że pod wodą na nasze życie czyha wiele niebezpiecznych bestii, z których wspomnieć można choćby o ludożernych rekinach, ogromnych kałamarnicach i zabójczych meduzach. Pomny tych ostrzeżeń, wchodzisz do wody wyjątkowo uważnie, patrząc pod nogi, żeby nie nadepnąć na przyczajoną szkaradnicę lub nie wpaść w dziurę. Mimo to, wystarczy tylko sekunda nieuwagi, pech i wokół twojej kostki owija się nieznana nauce, morska bestia, przypominająca nieco potwory z horrorów. Błyskawicznie przypominasz sobie wszystkie przeczytane powieści Lovecrafta. Wymachujesz kończyną, niestety bezskutecznie. Wydaje się, że oślizgły stwór bardzo cię polubił, ponieważ owija się coraz mocniej i najwyraźniej nie zamierza puszczać. Ręką dotykać tego czegoś nie zamierzasz, pozostaje więc na miejscu amputować nogę i czym prędzej uciekać z wody, zanim zbiegną się krewni nowego zwierzątka. W przypływie geniuszu, podważasz bestię rurką (nareszcie na coś się przydała!) i salwujesz ucieczką na brzeg, obijając o kamienie i skały. Na dziś wystarczy! Zachwalana i podziwiana na filmach na discovery podwodna przyroda okazała się zdecydowanie przereklamowana. Wracasz na miejsce, w którym zostawiłeś swoje rzeczy i odkrywasz, że w bluzie spał miejscowy kocur, a twój nowy telefon w magiczny sposób wyparował. Poszukiwania nie odnoszą skutku, pozostaje ci tylko pogodzić się ze stratą i korzystając z czyjejś uprzejmości poprosić rodzinę o zablokowanie numeru, żeby po powrocie nie zaskoczył cię rachunek telefoniczny godny trzech żon szejka z Dubaju.

Wieczorem, okutany we wszystkie przywiezione ubrania i podwędzony z knajpy koc (posiadający własnych lokatorów) udajesz się na relaksujący spacer wzdłuż pięknej promenady. Błyskawicznie dopadają cię sprzedawcy, którzy z zapałem godnym lepszej sprawy, używając łamanej polszczyzny lub całkiem płynnego rosyjskiego, próbują wetknąć ci lokalne rękodzieło, mniej lub bardziej urodziwe durnostojki, kosztujące tu wyjątkowo dużo. Kiedy już się łamiesz i nabywasz gustownego, drewnianego wielbłąda pełniącego rolę popielniczki (nieważne, że nie palisz!), a potem zaczynasz oglądać swój nabytek w knajpie, odkrywasz na spodzie napis „made in china”. Bywa, wzdychasz głęboko i z pewną rezygnacją zamawiasz sziszę, żeby odstresować się po dniu pełnym emocji. Współtowarzysze niedoli, też wciąż nieco oszołomieni bogactwem wrażeń, jakie zafundował wam wszystkim cudowny Dahab, razem raczą się aromatycznym, gęstym dymem. Bierzesz w końcu głęboki wdech...i nagle szisza przestaje działać. Chichocząc nerwowo i niedowierzając własnemu (nie)szczęściu zaczynasz się poważnie zastanawiać nad kolejnymi nurkowaniami, wyobrażając sobie wszystkie, nawet najbardziej nierealistyczne awarie sprzętu, jakie tylko mogą wystąpić.

Do odważnych świat należy!
Ostatnie nurkowanie jest prawdziwym ukoronowaniem całości i przekracza twoje najśmielsze oczekiwania. Wydawać się może, że los tylko czekał, aż twoja czujność zostanie uśpiona kilkoma udanymi, poprzednimi nurkowaniami. Tu może zdarzyć się praktycznie wszystko, kiedy już zgubicie swojego przewodnika, prąd nieoczekiwanie zmieni kierunek, a z podwodnej jaskini wypłynie gigantyczna kałamarnica obudzona z trwającego eonu snu.

Nieubłaganie zbliża się termin wyjazdu, a ty, mimo wszystkich niefortunnych przygód i wypadków wcale nie masz ochoty żegnać się z Egiptem, zwłaszcza, że zaledwie dwa dni przed planowanym odlotem znacząco się ociepliło, a na wieść o twoim rychłym powrocie pogoda w Polsce zaczęła się zdecydowanie pogarszać. Wyjeżdżając, sądziłeś, że wrócisz wypoczęty, zrelaksowany i opalony, ale po przeżyciu wszystkich tych ekscytujących przygód zadowolisz się samą opalenizną, a i to obejmującą jedynie te części ciała, których nie zakrywał suchy skafander lub pianka. Ładnie opalona twarz w masce nadaje ci, co prawda, wygląd pandy w negatywie, ale postanawiasz się cieszyć tym, co masz. Choć raz los uśmiecha się do ciebie, kiedy otrzymujesz informacje o przesunięciu lotu o cały jeden dzień. Co prawda twój szef najprawdopodobniej dostanie zawału, klienci odejdą w siną dal, a dzieci przestaną rozpoznawać, ale co tam. Raz się żyje!
Na lotnisku z rozpaczą obserwujesz, jak na tablicy lotów, twój właśnie oddala się coraz bardziej. Co prawda, oczekiwanie kolejnych pięciu czy siedmiu godzin i tak jest lepsze od wiadomości, że twój samolot odleciał dobre kilka godzin wcześniej. W ten sposób nieoczekiwanie stajecie się obiektem zazdrości grupy, która na swój lot jest mocno spóźniona. Przed tobą upojna noc w zimnej poczekalni, z rozwijającym się w szaleńczym tempie przeziębieniem i kupionym w sklepie wolnocłowym whiskaczem. Doskonałe warunki do integracji...

Lubię żyć niebezpiecznie, więc wciąż nie decyduję się na oznaczanie żartów kursywą, licząc na inteligencję czytelników ;)
Ten tekst ma rok i zainspirowały go prawdziwe wydarzenia, Monty Python i południowe słońce mocno przygrzewające w głowę.
Kolejny będzie o rebach :D

gienas - 12-03-2015, 18:22

O rybach chyba... :ping:

Fajnie się czyta, choć to przeżyć mniej fajnie :aaa: .

AMIGAnTOMEK - 12-03-2015, 18:47

O qrde Torpeda..
Torpeda napisał/a:
Jeden nieostrożny krok, krzywy schodek i lądujesz na ziemi ze złamaną nogą! I to pierwszego wieczora, zanim zdążyłeś wejść do wody.

Na szczeęście trafiło mi się 4 dnia już po nuraniu ale tak skutecznie ze konieczna była operacja i zakladanie blachy, srub i gwozdzi :D o i 2 dni w szpitalu South Sinai :D
Teraz leze i czytam Twoje "wypocinki" i kalafa mi sie cieszy :D

Torpeda - 12-03-2015, 21:15

Eeeeee tam, było super :)

Tylko nie wolno podchodzić do sprawy poważnie :D

Kaal - 12-03-2015, 21:22

Torpeda, "wciągam" Twoje teksty jak szalony, chciałbym kiedyś przeczytać książkę Twojego autorstwa, napisaną w takim, lub podobnym tonie. Z niecierpliwością czekam na kolejne teksty. Pozdrawiam :ping:
Torpeda - 12-03-2015, 22:45

Dziękuję bardzo :)
Chwilowo trzymam się dość swobodnej formy bloga, na którym lądują teksty i zdjęcia, ale kto wie, jak się ta sytuacja rozwinie :)

Będzie więcej, bo jestem chwilowo w szale twórczym i mam kilka ruszonych serii i projektów - na razie na forum wrzucam Wpadki, potem sięgnę po pozostałe teksty no i mam ogromną nadzieję, że niedługo będzie tu mogli poczytać taki żartobliwy przewodnik po polskich miejscach nurkowych pod stropem o wdzięcznym tytule Korona Dziur Polski :)
Na pewno pojawi się też coś o wrakach, które są moją największą nurkową miłością :)

My Król - 13-03-2015, 11:45

Torpeda napisał/a:
Na pewno pojawi się też coś o wrakach, które są moją największą nurkową miłością
Drewniany wrak widziałaś, ten naprzeciw ZM Puck ? Miałem okazję ze 20 lat temu, z ekipa P.Sowisło.
Torpeda - 16-03-2015, 21:48

My Król napisał/a:
Torpeda napisał/a:
Na pewno pojawi się też coś o wrakach, które są moją największą nurkową miłością
Drewniany wrak widziałaś, ten naprzeciw ZM Puck ? Miałem okazję ze 20 lat temu, z ekipa P.Sowisło.


Nie. Podasz mi więcej szczegółów? Bo będę miała okazję posiedzieć trochę na wiosnę nad Bałtykiem, to poszukam :)


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group